Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

piątek, 21 czerwca 2013

Skąd się biorą pieniądze w firmie, czyli edukacja pracownika

foto: Bob Jagendorf
Często słyszy się, zwłaszcza w mniejszych firmach, że pracownicy domagają się podwyżek. Różna jest argumentacja tego faktu, ale domagają się. Pytanie, czy i za co mogą dostać podwyżkę pracownicy?
Najważniejsze jest jednak uświadomienie pracownika o sytuacji, jaka ma miejsce w firmie, a także poza nią.
Np. przy szalejącej inflacji (powiedzmy powyżej 5%) oczekiwania pracowników mogą być bardziej uzasadnione, aniżeli w sytuacji, jaka ma miejsce teraz, gdy tej inflacji (oficjalnie) prawie nie ma.
Pracownik, poza inflacją, powinien też wiedzieć, jak wygląda kondycja firmy, w której pracuje, sytuacja w branży, w jakiej firma funkcjonuje, a także realne koszty utrzymania go w pracy. Bez tego bardzo trudno o porozumienie i zrozumienie.
Jeśli pracownik zarabia 2000 PLN, to on musi wiedzieć, że to nie są całkowite koszty. Dodatkowo, musi on zarobić też na różne opłaty (np. media, lokal, itp.), które to pozwolą na funkcjonowanie przedsiębiorstwa. Jeśli pracownik uzna, że on zarobi np. 4000 PLN dla firmy, to należy mu się 3000 PLN to jest w błędzie. W takim wypadku jest groźba, że firma bardzo szybko upadnie, jeśli zgodzi się na żądania pracownika. Wystarczy, że będzie jeden, dwa miesiące słabsze, kiedy pracownik nie zarobi dla firmy tych 4000 PLN (np. ze względu na mniejszą ilość zleceń) i pracodawca stoi w potrzasku, bo nie wie, co zrobić. Czy zwolnić pracownika, czy dopłacać mu ze swojej kieszeni.
Uważam, że świadomy pracownik jest o wiele bardziej wartościowy, aniżeli nieświadomy. Bo ten świadomy przynajmniej wie, co powinien zrobić i to rozumie. I jeśli on jest w stanie to pojąć, iż musi zarobić na siebie, na opłaty, na pensję właściciela firmy i na jakąś rezerwę, to jest ok. Niestety, ale tak to funkcjonuje.
Często mówi się, że szefowie firm nic nie robią, tylko biorą wielką kasę. Tak, często zarabia się większe pieniądze, ale jakim kosztem? Szef firmy często robi "niezapłaconą" robotę. Inwestuje, ryzykuje, czy dba o to, by ta firma jakoś funkcjonowała i żeby każdy miał pracę.
Inaczej jest, jeśli postawa pracownika jest roszczeniowa. "Bo mi się należy", jak często się słyszy. Ja, z punktu widzenia pracownika, też to rozumiem, ponieważ chciałem więcej zarabiać, bo wydawało mi się, że się wykazuję, że nabieram umiejętności, itp. Problem jednak był jeden. Kiedy ja pracowałem na etacie i chciałem więcej zarabiać, nie rozumiałem (wówczas), jak działać, by dostać podwyżkę. Dopiero ileś lat praktyki nauczyło mnie, że trzeba zmienić styl pracy. Przestawić się z osoby, która stanowi koszt firmy na osobę, która zarabia dla firmy.
Bardzo często firmy (zwykle korporacje) dają szansę awansu swoim pracownikom. Można być ekspertem w jakiejś dziedzinie (tzn. rozwijać się w linii poziomej - poznawać maszyny i urządzenia, oprogramowanie, itp.) lub spróbować rozwijać się w linii pionowej (czyli np. zarządzać projektami, ludźmi, kontaktować się z klientami, itp.). I właśnie ta druga ścieżka rozwoju, w moim odczuciu, jest atrakcyjniejsza, chociaż niezwykle trudna. To właśnie w tym momencie zaczyna powoli zależeć od nas, ile przyniesiemy firmie pieniędzy, jak pokierujemy zespołem ludzi, jak ich zmotywujemy do efektywniejszej pracy, jak będą kształtowały się nasze relacje z klientami, itp. Jest to trudne, ale w ten sposób właśnie zaczynamy dbanie o finanse firmy.
foto: Bob Jagendorf
Trzeba to sobie jasno powiedzieć, że jeśli robimy np. makarony, jogurty czy samochody, to to nie stanowi przychodu firmy. Przychód firmy jest wtedy, gdy my to sprzedamy. No i ważne jest też to, za ile to wykonamy (wówczas możemy mniej więcej określi, jaki jest dochód). Czy np. będziemy pracowali efektywnie, czy pracownicy podczas pracy będą pół dnia spędzali na papierosie i kawie, a resztę dnia w pracy. Nie mówię tutaj oczywiście o wykorzystywaniu pracownika, a o jego efektywnym wykorzystaniu.
No i tutaj ważna rola kierownika niższego szczebla, aby taką osobę zmotywować do pracy. Uświadomić ją, że od niej wiele zależy, jak bardzo potrzebna jest jej praca, by firma się rozwijała. Nie jest to łatwe, zwłaszcza, że taki menadżer najczęściej nie ma instrumentów w postaci podwyżki dla pracownika. Są oczywiście inne, jak dobre relacje z pracownikiem, dobra atmosfera w zespole, elastyczność w kwestii urlopów, możliwość dorobienia po godzinach lub w domu, itp.
Jaki generalny wniosek mi się nasuwa? Z mojego wieloletniego doświadczenia wiem, że podstawą jest rozmowa z pracownikiem, uświadamianie go o tym, jaką rolę pełni w firmie i jakie są stawiane oczekiwania wobec niego. A pieniądze? Jeśli ta cała maszynka zwana firmą będzie się rozwijała, to i pieniądze będą większe (mówię oczywiście o mniejszych firmach, bo w przypadku korporacji sytuacja wygląda odrobinę inaczej). Myślę jednak, że też będzie okazja, by o tym powiedzieć co nieco.

2 komentarze:

  1. Współpracowałam kiedyś z firmą, gdzie wiedziałam ile dochodu mniej więcej przynoszą świadczone przeze mnie usługi (łatwo było policzyć, stawki doskonale znane rynkowi). Zleceniodawca bardzo zaniżał stawki, a zbiegiem czasu dla kolejnych stawki jeszcze leciały w dół. Zerwałam współpracę, nikt nie lubi czuć się okradany.

    Im gorsza firma, tym lepiej dla jej funkcjonowania kiedy zleceniobiorcy albo stali pracownicy nie wiedzą, ile zysku przynoszą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Ty mówisz o współpracy na zasadach freelancerskich z jakąś firmą (domniemam, że jakaś korporacja), a ja mówię o pracy na etacie :).

      Przy współpracy z firmą, rzeczywiście, często nie musimy wiedzieć, ile oni zarabiają na nas.

      A co do okradania, to to jest mocne słowo. Zwyczajnie możemy się zgodzić na nią, możemy negocjować lepsze warunki lub zwyczajnie nie przyjąć oferty. Wolny rynek.

      Najgorsze przy współpracach jest to, że są studenci, którzy potrafią za garść ryżu wykonać dowolną pracę. A to bardzo psuje rynek, bo oni nie płacą ZUSu, nie mają opłat, itp.

      Usuń