Jutrzejsze święto to doskonały czas na refleksje. Z reguły myślimy o ludziach, którzy odeszli. Tymczasem dzisiaj mi się zebrało na myślenie o tym, na co i po co w ogóle oszczędzamy nasze pieniądze.
Tak sobie myślę o tym, że powolutku zbieram pieniądze, ciułam złotówki, nierzadko ograniczam swoje wydatki, uczę się rozsądnego gospodarowania swoimi finansami. I co? Nic, lata mijają, a ja się oduczyłem być rozrzutnym, oduczyłem się kupowania rzeczy, które nie są mi potrzebne. Nad każdym większym czy mniejszym wydatkiem włącza mi się myślenie "czy ja to potrzebuję?", "czy jest coś tańszego?", "czy jest jakiś substytut, który mnie zadowoli?".
Z jednej strony to fajne, bo nie jestem uzależniony od zakupów i potrafię się kontrolować. Z drugiej zaś strony być może wiele rzeczy mnie omija, "bo inni to mają, a ja nie". I znowu, z jednej strony stwierdzam, że ci ludzie wydają bez sensu kasę i nie martwią się o nic, a z drugiej strony "używają sobie".
Lata mijają, gotówki na kontach przybywa i to jest fajne. Ale czy to powoduje, że jestem szczęśliwszy? Nie do końca. Bo im więcej pieniędzy posiadam, tym mocniej włącza mi się myślenie o tych, którzy z różnych względów nie mają pieniędzy za wiele i ciężko im wiązać koniec z końcem. Świata nie zbawię, ale chciałoby im się jakoś pomóc.
A co, jak nagle przestanę żyć? Nic, bo już mi na tym nie będzie zależało. Ale z perspektywy dzisiejszego dnia, kiedy żyję, mógłbym żałować, że nie wykorzystałem wszystkich możliwości, by uatrakcyjnić swoje życie.
Jeśli wszystko będzie się układało pomyślnie, to pewnie za 20-30 lat będę rentierem (może wcześniej). Pytanie: co z tego? Skoro przyzwyczaiłem się do pracy i jest to dość ważny element mojej egzystencji, ponadto nauczyłem się żyć na określonym standardzie (niekoniecznie najwyższym), więc co mi będzie po tych dużych pieniądzach? Nagle coś mi się włączy i zacznę je masowo wydawać? Nie wydaje mi się. Zwłaszcza, że przez te lata nabieram odpowiedniego szacunku do pieniędzy.
Generalnie wątpliwości mnoży się coraz więcej i tak naprawdę brakuje finalnego celu tej całej zabawy w oszczędzanie i robienie pieniędzy. Bo to, że warto się zabezpieczyć na rok-dwa to ja rozumiem. Wiadomo, że zawsze coś może się wydarzyć niefajnego. Ale co z większą kasą?
Macie też tak, że czasami zastanawiacie się, po co to w ogóle robicie?