Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

sobota, 30 listopada 2013

Aktualizacja portfela. Kolejny wzrost w listopadzie

Kolejny miesiąc dobiegł końca, więc czas na małe podsumowanie. Jak informowałem w poprzednim wpisie, na koniec października mój portfel zyskiwał 13,11%. Na koniec listopada zyskuje on już 16,40%. Nie popadam w samozachwyt, bo pewnie wielu inwestorów zarobiła w tym miesiącu. Cieszę się jednak, że jest postęp.

Sytuacja w portfelu wygląda, jak na poniższym obrazku:
W listopadzie dorzuciłem troszkę akcji LEN, KAN oraz AMB. Mój portfel powoli zmierza do tego, by wartość akcji poszczególnych spółek była mniej więcej na tym samym poziomie (pomijając ASE, które to kupiłem na raczej bardzo długi termin licząc na powolny, ale stabilny wzrost. Na razie to średnio wygląda, ale zachowuję spokój).

Procentowo mój portfel wygląda następująco:
Tak jak pisałem wcześniej, raczej nie będę się decydował na sprzedaż ETFW20L, który to stanowi największy udział w portfelu. Pomimo faktu, że ten komponent może trochę zamulać wzrost portfela, pozostawię go bez zmian. Po prostu dzięki w miarę regularnym zakupom akcji, udział tego certyfikatu będzie spadał.

A co ciekawego wydarzyło się w listopadzie? Trochę oberwało się Ambrze, która spadła o ponad 8%. Liczę, że to tylko korekta. Dla odmiany ładnie poradziła sobie Amica, która urosła o ponad 10%. Pięknie zachował się Colian, na którego co prawda nie liczyłem aż tak mocno, ale wierzyłem, że spółka może być trochę niedoszacowana względem najgroźniejszych konkurentów. Pojawiły się się dość ciekawe informacje ze spółki i kurs wystrzelił. Wzrost ponad 40% robi wrażenie.

O 10% podskoczyła też Dębica (spółka, z którą wiążę duże nadzieje). Kurs akcji będzie z pewnością atakował historyczne szczyty, więc pozostaje cierpliwie czekać na nadchodzące wydarzenia.

Trochę osuwa się w ostatnim czasie Kania, chociaż może to być cisza przed burzą. Wygląda to tak, jak gdyby ktoś pilnował kursu, żeby cena akcji za mocno nie spadła. Oczywiście to może być teoria spiskowa, ale faktem jest, że mogło to spaść mocniej. Skoro jednak nie spadło (jeszcze), to pozostaje czekać. Myślę, że wielu posiadaczy akcji tej spółki oczekuje kolejnych dobrych wiadomości na jej temat.

Ładnie też zachowują się akcje Leny Lighting (wzrost o 10%). Wierzę w tą spółkę, dlatego też zdecydowałem się na dokupienie kolejnych papierów.

Ogólnie można podsumować, że był to udany miesiąc. Pomijając fakt, że ogólnie portfel urósł nieco ponad 3%, to kilka spółek urosło o ponad 10%, co najlepiej świadczy o ich potencjale.

Teraz jesteśmy w ni to korekcie, ni to oczekiwaniu na rajd św. Mikołaja. Jeżeli ten drugi nastąpi w grudniu, to liczę, że odbije się to pozytywnie również na moim portfelu.

Warto odnotować, że w międzyczasie wpadła mi dywidenda z Ambry oraz PZU, a w grudniu będą pieniądze z Dębicy. Środki pochodzące z pierwszych dwóch spółek (plus dodatkowe nadwyżki) zostały już reinwestowane na zakup spółek, o których wspomniałem na początku postu. To samo uczynię najpewniej z pieniędzmi z Dębicy, ale nie wiem, czy to nastąpi jeszcze w grudniu (kiedy możemy być już po teoretycznych wzrostach po rajdzie św. Mikołaja), więc możliwe, że zakupy zrobię już w 2014 roku.

Trochę niepokojące informacje dotarły z KGHM. Pomimo faktu, że szansa na uzyskanie wyników zgodnych z prognozą istnieje, to przyszły rok, w ocenie szefostwa spółki, może być gorszy. Faktycznie, jest to niedobra wiadomość, ale może paradoksalnie to być pozytywne info. Bo jeśli wszyscy nastawiają się na kiepskie wyniki, a rynek to próbuje dyskontować, to może jeśli np. kurs miedzi będzie rósł w przyszłym roku, to objawi się wzrostem kursu.

Z drugiej strony, kurs jakoś mocno się nie osunął po tej informacji, więc może przyszłoroczne prognozy są już w cenie?

Póki co, nie zamierzam pozbywać się akcji tej spółki i, podobnie jak w przypadku Coliana, potrzymam je. W przypadku Coliana też było wiele informacji negatywnych, a mimo to pozwoliło to kursowi wysoko wzrosnąć. I dzisiaj cieszę się, że nie uległem presji naganiaczom na spadki. Oczywiście, obu spółek nie można porównywać, ale uważam, że nie warto ulegać panice i spokojnie czekać na rozwój wypadków.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Spółki na historycznych szczytach

Ostatnio podjąłem tutaj temat uczucia dyskomfortu, jaki pojawia się podczas odpałów kursów na niektórych spółkach, jak np. Colianie. Dzisiaj kolejny temat: uczucie, jakie pojawia się, gdy spółki notują historyczne szczyty. A jest o czym mówić, ponieważ w swoim portfelu posiadam aż trzy takie spółki: DBC, PZU oraz AMC.

Tak jak pisałem w poprzednim poście, piszę na temat własnych odczuć. Dlatego też, jeśli ktokolwiek czuje inaczej lub się ze mną nie zgadza, ma do tego pełne prawo.

Jest wysoko, może zacząć spadać


Jeśli o mnie chodzi, to po głowie chodzi mi myśl, że skoro poszło już tak wysoko, to w każdej chwili może się wszystko zmienić i nagle zacznie spadać. Czy jednak jest to poprawne myślenie? Myślę, że nie do końca. Jest to jedynie strach przed nowym, nieznanym. Dlaczego?

Popatrzymy bowiem na to z innej perspektywy. Skoro rośnie, to znaczy, że kondycja firmy jest dobra, konikunktura jest niezła i właściwie wszystko wokół wpływa na to, by dalej rosło. A przykładem niech będzie LPP (choć to jest nienajlepszy przykład, ponieważ tam dodatkowo w grę wchodzi gigantyczna cena, w porównaniu do innych spółek, co też może być barierą psychologiczną dla większości z inwestorów). Ale możmy wiele innych spółek na historycznych maksimach znaleźć, które to - po pokonaniu wszelkich technicznych oporów - fruną sobie na północ, aż miło.

Jest wysoko, dlaczego ma nagle spadać?


Druga sprawa, skoro zaszło tak wysoko, to dlaczego ma nagle spadać? Dlatego, że zaszło już wysoko? Przecież to nie jest żaden argument. Nie bez powodu mądre głowy mówią, że cena zawsze może być jeszcze wyższa lub niższa (zależnie od trendu). Dopóki jest popyt, cena będzie rosła. A dlaczego inwestorzy kupują akcje danej spółki? Bo twierdzą, że jest dobra i chcą na nie niej zarobić. A skoro jest dobra i rośnie, to powinna dalej rosnąć, chyba, że zdarzy się coś, co przeszkodzi dalszym wzrostom (np. słabe wyniki, kataklizmy, itp.).

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Posiadając jakieś akcje zastanawiamy się częściej nie "czy spadnie", tylko "kiedy spadnie". Bo to, że spadnie, to pewne. W głowie pojawia się myśl, że "za bardzo urosło". 

Teoretycznie zatem historyczne szczyty powinny być dobrą wiadomością i powinny raczej dawać poczucie komfortu, a nie dyskomfortu. Polak, a już zwłaszcza inwestor jest jednak człowiekiem, który jest sceptyczny w stosunku do wielu rzeczy. Również jako osoba prowadząca działalność gospodarczą, wolę próbować przewidywać problemy, aniżeli popadać w hurra optymizm po jakichś drobnych sukcesach. Dlatego też nie cieszę się za bardzo tym, co osiągam (nie na tyle, by oznajmiać wszem i wobec, jaki to jestem zajebisty), a raczej staram się trzeźwo patrzeć na to, co może być w przyszłości (i to na wielu płaszczyznach) i podnoszę sobie poprzeczkę. I to chyba jest też dowód na to, że większość inwestorów i biznesmenów chyba nie jest w pełni szczęśliwa (lub nie okazuje tego). Ciągły stres, dążenie do doskonałości, podwyższanie sobie poprzeczki, szukanie nowych celów i wyzwań skutecznie gaszą optymizm, którym moglibyśmy dzielić się z innymi po osiągnięciu pewnego poziomu.

Jak się cieszyć?


Nie chciałbym jednak tutaj mówić, że jestem ponurakiem i nie umiem się cieszyć z sukcesów. Umiem, ale o wiele większą przyjemność sprawia mi np. wygranie partii szachowej, które są dla mnie wielką pasją, zwycięstwo drużyny, której kibicuję, czy możliwość nauczenia mojego dziecka czegokolwiek, aniżeli radość z zarobienia paru złotych na giełdzie czy w pracy. Praca to praca, a życie poza pracą to zupełnie co innego. I myślę, że warto próbować oddzielić swoje życie zawodowe od prywatnego, na ile jest to możliwe, choć wiem, że jest to praktycznie nie do zrealizowania.

piątek, 15 listopada 2013

Ciężkie odpały

Czasami zdarza się, że na akcjach, które posiadamy następuje odpał (np. po dobrych wynikach) i kurs wzrasta o kilkanaście procent. Tak było dzisiaj w przypadku posiadanego przeze mnie Coliana, który wzrósł o blisko 19%. Takie sytuacje nie zdarzają się często, przez co do głowy przychodzą różne myśli.

Gdybym kupił akcje krótkoterminowo to pewnie już dzisiaj sprzedałbym je, zadowalając się zyskiem na poziomie 10% podczas zatrzymania się na pierwszych widełkach. Jak wiadomo jednak, podchodzę do tematu długoterminowo, więc nie zdecydowałem się na takie rozwiązanie. W efekcie kurs urósł jeszcze o kolejne ponad 8%, co przyniosło mi dodatkową dawkę optymizmu.

I co teraz?

Można przypuszczać, że po takim mocnym uderzeniu przyjdzie czas na realizację zysków i kurs osunie się pewnie o kilka procent. I na to muszę się psychicznie nastawić. Nie jest to oczywiście miłe patrzeć, jak akcje spółki lecą w dół, ale jest to naturalna kolej rzeczy. Jedyny sposób na to, by sobie ulżyć - i jest on wyjątkowo skuteczny - to wyłączenie notowań.

Tak sobie myślę, że człowiek lepiej znosi spokojne, powolne wzrosty, jak to ma miejsce np. na Amice. Tutaj o wiele mniej stresujące są wszelkich ruchy na papierze. A tak, podczas odpału, nie wiadomo, dokąd kurs dociągnie i nie wiadomo, kiedy nastąpi korekta. Na pewno jednak podczas takich dni jak dzisiaj nie warto kupować akcji, bo można sporo przepłacić. Lepiej np. poczekać, aż nastąpi realizacja zysków i kurs trochę spadnie i dopiero wtedy dokupić z myślą o średnim lub długim terminie. Taka w każdym razie jest moja taktyka.

Wracając jeszcze do akcji COL, co mnie trochę zaskoczyło, nie było dzisiaj jakiejś większej przeceny, co oznacza, że niewielu ludziom było spieszno, by zrealizować zysk. A przecież było co, bo 10, 15, 18% w ciągu paru godzin na ulicy nie leży. I tutaj pytanie: czy papier kupowały mocne ręce z nadzieją, że to jeszcze mocno wzrośnie? Faktem jest, że czwarty kwartał zapowiada się również nieźle. Czy może spekuła przysnęła podczas sesji? Bo w sumie tylko raz odnotowałem osunięcie, kiedy kurs z 3,30 PLN spadł w okolice 3,20 PLN. Ale potem dość szybko odrobił straty i wrócił do poziomów dziennego maksimum.

Myślę, że z Colianem będzie się jeszcze wiele ciekawych rzeczy działo w ciągu kolejnych kilku miesięcy.

Szefem być

Dzisiaj zapraszam czytelników do lektury mojego ostatniego postu związanego z szefowaniem w firmie. Do napisania tekstu zainspirował mnie wczorajszy program Magdy Gessler Kuchenne rewolucje.
Przyznam szczerze, że tego typu "szefowanie" jest chyba jednym z najgorszych. Zgaduję, że część z nas spotkało się na początku swojej kariery zawodowej z tego typu egzemplarzami bossów. A jeśli nie, to pozostaje się tylko cieszyć, bo nic fajnego podlegać takiemu człowiekowi.
Zapraszam do lektury artykułu Szef.

wtorek, 5 listopada 2013

Mniejsza aktywność i parę przemyśleń

Ostatnio, jak można zapewne zauważyć, na blogu wykazuję się mniejszą aktywnością. Z czego to wynika?

Tak jak pisałem jakiś czas temu, zainteresowałem się inwestowaniem długoterminowym, a co za tym idzie, można powiedzieć, że wręcz nudnym. Nie robię już zbyt wielu bezsensownych transakcji. Kupiłem, co kupiłem i trzymam sobie, od czasu do czasu powiększając wartość portfela. I wiecie co? Dobrze mi z tym. Nie czuję presji dokonywania ciągłych transakcji. Nie mam potrzeby sprzedawania np. DBC, który zyskuje już blisko 40%. Po prostu trzymam sobie te akcje, od czasu do czasu obserwuję, czy nie ma w jakichś spółkach katastrofy i czekam.

Spokojne podejście do inwestowania


Teraz nadchodzi chyba wielce oczekiwana korekta i też jakoś na mnie to specjalnie nie działa. Jeszcze z pół roku temu, może rok temu mógłbym się trochę zaniepokoić i wziąłbym to co zarobiłem i próbował przeczekać korektę i potem na nowo dokupił. Teraz jestem mądrzejszy. Po co mi to? Mam płacić bez sensu dwa razy prowizje?

foto: http://www.flickr.com/photos/aresauburnphotos/
Długoterminowe inwestowanie jest o wiele spokojniejsze i chyba bardziej zgodne z moim charakterem (przypomnę, że jestem amatorem-szachistą - właśnie zaczął mi się sezon ligowy; więc z natury mi się specjalnie nigdzie nie spieszy).

Jak można zaobserwować na giełdzie, w zasadzie teraz nie ma większych przesłanek ku temu, by nagle hossa zamieniła się w bessę lub jakąś konsolidację. Po prostu idziemy po swoje. Rynek rośnie, ludziska porzucają lokaty na rzecz ryzykowniejszych instrumentów, więc nie widzę powodu, by być poza rynkiem.

Czas na rozwój działalności i... zamknięcie konta

 
Dzięki spokojniejszemu podejściu do inwestowania, mogę skupić się bardziej na prowadzeniu działalności (szczęśliwie nie jestem już uzależniony od korporacji, co może mylnie obrazować poniższe zdjęcie). O ile dobrze pamiętam, chyba jakoś w drugim kwartale tego roku (albo i pierwszym) pisałem, że idzie ożywienie. Jako przykład wskazałem swoją firmę. I co? Ano idzie to ożywienie, co odbija się na ilości pracy. A zatem, jeśli idzie ożywienie w mojej branży, to idzie też i w innych. Ludzie więcej zarabiają, bezrobocie maleje, więcej wydajemy. I to chyba nawet widać w sklepach.
To wszystko powoduje, że na prowadzenie blogu brakuje trochę czasu. A nawet nie tyle czasu, co chęci. Po prostu są rzeczy, które mnie bardziej zajmują, a blog jest takim małym, ale sympatycznym dodatkiem. Cieszę się jednak, że zdecydowałem się na publikowanie małych podsumowań z tego, co robię na giełdzie. Dzięki temu mam jakiś przegląd tego wszystkiego, a może i uda się w jakiś sposób czytelników zainspirować do działania (na początek zachęcam do oszczędzania).

foto: http://www.flickr.com/photos/philliecasablanca/
Przy okazji, muszę się pochwalić, że po 10 latach użytkowania konta w Pekao, postanowiłem je ostatecznie zamknąć. Aż tyle lat dawałem tym darmozjadom kroić się na sporawe pieniądze (11 PLN za obsługę konta plus 5 PLN za kartę plus 1 EUR za obsługę konta walutowego). Masakra, jak sobie dzisiaj spojrzę w przeszłość. Tyle, że to było moje gigantyczne przyzwyczajenie, które trudno było wyeliminować. Wyobraźcie sobie, że te banki mają tysiące klientów-frajerów, podobnych do mnie, których kroją niemiłosiernie. A ludzie, zwłaszcza starsi, nie mają specjalnie motywacji, żeby olać ten bank (czy inne, które za prowadzenie żądają opłat) i założyć konto w jakimś darmowym.

U mnie to był problem, że musiałem wszystkich klientów poinformować o zmianie numeru konta, co było trochę niedogodne, ponieważ wielu z nich wisiało mi kasę za wiele miesięcy i musiałem cierpliwie poczekać, aż pieniądze spłyną. Ale zrobiłem to. Dzisiaj mogę z dumą powiedzieć, że jestem wolnym człowiekiem. Wolnym od Pekao. Jeszcze, żeby rodzina mnie posłuchała i też odeszła z banków-dinozaurów to byłoby w ogóle super. A tak? Tkwią w tych bankach, szukają po mieście "swoich" bankomatów, by nie zapłacić prowizji, czy też latają do okienka po pieniądze (chociaż ta ostatnia czynność to na szczęście rzadkość). Cóż, pewnych nawyków się nie zmieni.

Blogowa aktywność bez zmian


Wracając do mojej blogowej aktywności, trudno powiedzieć, czy ona się jakoś drastycznie zmieni. Nie wydaje mi się. Tak czy owak, zachęcam jednak do odwiedzin i komentarzy, bo nic tak nie motywuje do działania jak wsparcie innych.

Jak z pewnością zauważyliście, wielu blogerów finansowych trochę odpuściło sobie pisanie. Po prostu zajmują się czymś innym (zarabianiem kasy, rodziną, rozwijaniem własnych biznesów, poszukiwaniem pracy, itp.). To wszystko powoduje, że blog schodzi na dalszy plan. Podobnie jest u mnie. Niewielu z nas bowiem planuje być drugim Kominkiem (Tomkiem Tomczykiem), Appfundsem (Zbyszkiem Papińskim), czy choćby Michałem Szafrańskim, który postanowił żyć z działalności blogowej i "okołoblogowej". Zabawa w profesjonalne prowadzenie blogu (a już zwłaszcza finansowego) to ciężka harówka. Być może wielu nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, ale tak jest. Dlatego też czasami łatwiej mówić o tym, że chce się zrobić profesjonalny blog, z którego będzie się żyło, aniżeli tego dokonać. Nawiązuję tutaj do kolegi prowadzącego blog Kariera rentiera, który pozytywnie zawziął się, by stworzyć coś profesjonalnego. Kibicuję projektowi, ale przebić się przez konkurencję będzie piekielnie ciężko.

Jeśli chodzi o mój blog, tak jak pisałem, będę go prowadził na spokojnie, bez zbędnego stresu i spinania się. Chyba starzeję się już. Albo potrzebny mi jest jakiś urlop, żeby nabrać jakiejś dodatkowej energii.

piątek, 1 listopada 2013

Aktualizacja portfela

Jako że nadszedł nieubłaganie kolejny miesiąc, warto można pokusić się o małe podsumowanie zmian w portfelu. W sumie jakoś wcześniej tego nie robiłem, ale chyba jednak warto to robić, choćby po to, by za jakiś czas zobaczyć, co robiłem, jak, a także jaki to miało wpływ na portfel.
Co zatem wydarzyło się w październiku?
Zacznę od tego, że portfel akcyjny zyskuje 13,11%. Przypomnę, że na początku października portfel zyskiwał 6,67%. Można zatem powiedzieć, że wynik jest świetny.
Najlepiej spisały się w ubiegłym miesiącu akcje Dębicy (wzrost z 79,80 PLN do 95,55 PLN za sztukę). Na tej spółce zyskuję już blisko 40%.
Poprawiła się również Decora (wzrost z 11,60 PLN do 13,32 PLN). Łącznie daje to niezły zysk na poziomie 18%.
Doskonale spisuje się również PZU (wzrost o prawie 10% w ciągu miesiąca), a także Lena Lighting (wzrost o 7%).
Inne spółki radzą sobie przeciętnie, więc nie ma o czym za bardzo pisać.
Z portfela wyrzuciłem SWG (w sumie odliczając prowizje z mikroskopijnym zyskiem). Co prawda wiązałem z nią duże nadzieje, ale jednak ostatecznie postanowiłem je zamienić na inne walory (DCR, AMB i AMC), które wydają mi się nieco atrakcyjniejsze. Ciekawa sprawa jest z Amicą. ING dał rekomendację sprzedaj (posiadając dużo akcji tej spółki), po czym kurs miał tą rekomendację głęboko w poważaniu. Dopiero po kilku godzinach kurs się osunął, ale nie była to jakaś wielka wyprzedaż. Swoją drogą, jeśli idzie ożywienie, to dla mnie logiczne wydaje się, że przychody i zyski spółki będą rosły. No bo jeśli nie teraz, to kiedy? Jak bezrobocie będzie 20-procentowe? Dlatego też uważam, że nie ma najmniejszego sensu, by sprzedawać akcje tej spółki (oczywiście mówię o sobie, bo każdy z Czytelników może zrobić co zechce).
Tak jak pisałem wyżej, portfel zyskuje na dzisiaj 13,11%, ale chyba jesteśmy przed jakąś korektą, więc wcale się nie zdziwię, jeśli zysk osunie się do poziomu 8%. I będzie to doskonała okazja do kolejnych zakupów (o ile uda się wygospodarować trochę wolnej gotówki).
Co nas czeka w listopadzie? Wróżbitą nie jestem, ale myślę, że nadejdzie jakaś korekta. A potem będzie rajd św. Mikołaja?
Warto odnotować, że listopad będzie miesiącem wysypu wyników za III kwartał, więc może się naprawdę wiele wydarzyć. I być może pojedyncze spółki naprawdę odpalą, jeśli będą wyniki lepsze lub dużo lepsze od oczekiwań polskich wróżbitów, zwanych często żartobliwie analitykami.
Nasunęło mi się jeszcze pewne spostrzeżenie. Giełda jest dziwna. Wiem, wiem, nic nowego nie odkryłem.
Nie pamiętam dokładnie nazw spółek, ale była (niejednokrotnie zresztą) sytuacja, że analitycy spodziewali się jakiegoś zysku, który ostatecznie był niższy, po czym kurs akcji nurkował. W innym wypadku analitycy spodziewali się wysokiej straty, która ostatecznie była nieco niższa od oczekiwań i kurs nagle wystrzelił. Ja rozumiem, że giełda dyskontuje wszystko, ale sam fakt, że po zysku akcje spadają, a po stracie rosną pokazuje jakie to wszystko jest dziwne. Nie liczy się bowiem to, co się dzieje w spółce, tylko to, czy wyniki będą niższe lub wyższe od oczekiwań analityków.