Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

środa, 19 czerwca 2013

Co wymyśliły mózgi z KNF?

Wczoraj dowiedzieliśmy się, że banki nie będą mogły udzielać kredytów na 100% wartości nieruchomości lub więcej. Docelowo mają udzielać za 4 lata 80%. Pozostałe 20% potencjalny klient banku będzie musiał sobie znaleźć we własnej kieszeni.
Decyzja jest idiotyczna, to akurat nie ulega wątpliwości. Już wczoraj niektórzy ekonomiści z dziennikarzami TVN CNBC zastanawiali się, o co chodzi?
No właśnie, o co?
Z jednej strony jesteśmy zasypywani, wręcz przymuszani do tego, by pakować się w różne kredyty. Z drugiej zaś strony dowiadujemy się, że tego kredytu możemy nie dostać (nie od dzisiaj wiadomo, że o kredyt mogą się ubiegać osoby, które go nie potrzebują, ale to już inna bajka). O ile rozumiem i popieram to, że kredyty w walucie obcej są bez sensu, to akurat ta decyzja zszokowała mnie bardzo.
Domyślam się, że nie chodzi o to, by utrudnić otrzymanie kredytu ludziom, a o to, by... pozbawić ich oszczędności. Bo w obliczu obecnie prowadzonej polityki, na kredyt będzie zapotrzebowanie cały czas (a te hipoteczne są mniej korzystne dla banków niż jakiekolwiek inne konsumpcyjne). A celem jest to, żeby ludzie wyskoczyli z kasy, którą posiadają, bo ona może nakręcić gospodarkę. Czy tak będzie, trudno mi w tej chwili powiedzieć. Jedno jest pewne. Jest to cios w osoby, które nie posiadają oszczędności. Dla nich pozostaje gnieździć się przez długie lata z rodzicami, wynajmować mieszkanie lub zamieszkać pod mostem.
Rzućmy okiem choćby na blogerów finansowych. Często zdarza się, że ktoś tam, przez ileś lat uciułał powiedzmy 30-50 tysięcy PLN (nie będę wspominał o tym, jakim kosztem). I to są osoby świadome finansowo. Tymczasem, chcąc kupić mieszkanie za 300.000 PLN będziemy musieli z własnej kieszeni na dzień dobry wyłożyć z 60 kawałków, więc wielu blogerów po prostu nie stać na kredyt. A co mają powiedzieć ci, którzy nawet nie próbują oszczędzać?
Jest jeszcze jeden absurd. Załóżmy, że w miarę nam się powodzi i jesteśmy w stanie odkładać co miesiąc po 500 PLN. W ciągu roku mamy 6.000 PLN. Po 10 latach mamy 60.000 PLN. Trzeba jednak zacząć od tego, że kończymy studia w wieku 24 lat i trafiamy na kiepską pracę (co jest standardem, bo czasem nie trafiamy na żadną). Po pięciu latach znajdujemy dość dobrą pracę, więc mamy około 30 lat, kiedy stać nas na sensowniejsze oszczędzanie. Powiedzmy, że w wieku 37 lat mamy upragnione 20% wkładu na mieszkanie. Problem jest jednak taki, że niekoniecznie możemy go dostać, bo możemy być za starzy, albo z jakichś powodów nasza zdolność kredytowa może być niewystarczająca.
Jaki będzie skutek, poza tym, który opisałem trzy akapity wyżej? Na pewno w najbliższym czasie będziemy świadkami zdecydowanego wzrostu popytu na kredyty hipoteczne (bo jak nie teraz, to później będzie gorzej). Być może to trochę nakręci gospodarkę. Na pewno jednak banki dzięki temu zarobią więcej.
Czy zatem jest to doskonała okazja by inwestować (np. w banki)?

6 komentarzy:

  1. Wiesz, twoje przykłady za argumentem pozostawienia finansowania na 100% są trochę z księżyca. Ktoś, kto jest w stanie uciułać 500 zł miesięcznie nie powinien absolutnie pakować się w kredyt hipoteczny, ani tym bardziej wydatki związane z mieszkaniem. To co najwyżej może być bufor finansowy...
    Biorąc pod uwagę, że przy kredycie na 30 lat spłacimy bankowi co najmniej dwa razy więcej, to rocznie musimy oddawać mniej więcej 20 tysięcy. Ponad tysiąc więcej niż ta osoba może oszczędzić... miesiąc w miesiąc!
    (abstrahuję od zamiany kosztu najmu na zamianę na ratę i koszty mieszkania - w większości drugie i trzecie są wyższe niż pierwsze).

    Niemniej zgadzam się, że ograniczenie przymusowo do wyłożenia (nie posiadania!) minimum 20% wkładu własnego, dla niektórych zmniejszy mocno dostępność hipotek. W idealnym świecie zmusiłoby to lepszego zarządzania własnymi finansami, ale nie na takim nie żyjemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie do końca z księżyca.

      Normalnie żyjąc wielu ludzi odkłada po te 500 PLN. Niemniej jednak jak pojawia się kredyt (powiedzmy w wysokości 1000 PLN, czyli oboje małżonków, partnerów dorzuca po pół), to wówczas już jest na ratę.

      Inna sprawa, że odkładać jest nam trudniej niż znaleźć pieniądze na spłatę kredytu. Wówczas już nie ma szaleństwa w marketach i kupowania ciuchów z markowych sklepów, czy żywienia się co drugi dzień "na mieście", a opłata za kablówkę i internet jest zmniejszona o 50%. Takie są realia.

      Jedno jest jednak pewne, kredyt hipoteczny będzie wkrótce dobrem luksusowym. Już jest, jeśli ktoś np. marzy, by wziąć go w obcej walucie.

      Usuń
  2. Cóż - wiedząc o tym że nasza gospodarka jest oparta na kredycie - zmniejszanie jego dostępności to hamowanie wzrostu. Podsumowując korzystnie moze to wpłynąć na ceny mieszkań (spadną) a negatywnie na ceny wynajmu (wzrosną). Jedno sprostowanie - kredyty hipoteczne są jednym z najbardziej dochodowych dla banków (spłacając hipotekę płacimy tak naprawdę cenę 2 mieszkań).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, czy błąd. Owszem, spłacamy ponad dwa mieszkania, ale po 30 latach. A gdyby te same pieniądze pożyczać na krótsze okresy i na wyższe oprocentowanie (dużo wyższe), to spokojnie przez 30 lat uzbierałyby się ze 3 mieszkania, a może i 4.

      Usuń
  3. Pozostaje jeszcze kwestia wartości tego mieszkania której przewidzieć nie możemy. Nieruchomość jest też pewnego rodzaju kotwicą - przez nią nie możemy np. wyjechać do pracy zagranicę czy innego dużego miasta. 30 lat kredytu, przywiązanie do jednego miejsca - taka sobie perspektywa. Idealnie byłoby najpierw wynajmować i odkładać (i inwestować - więc dorobić się) a mieszkanie kupić z dużym wkładem własnym lub za gotówkę ale w późniejszym wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, posiadanie mieszkania to jest przywiązanie do tego, że będziemy tutaj mieszkać. Paradoksalnie, ta decyzja może ułatwić Polakom wyjazd na Zachód, bo w zasadzie skoro mieszkanie nas tutaj nie zatrzyma, to co?

      Usuń