foto: autor |
Niniejszy post będzie miał charakter refleksyjny, więc ci, którzy nie lubią tego typu tekstów, mogą sobie odpuścić ten materiał.
A zatem skąd mi przyszedł pomysł na napisanie notki o magii walut? Co rozumiem przez to określenie?
Chyba należę do starego pokolenia, które pamięta jeszcze czasy, w których wyjazd za granicę był trudny. Ponadto pamiętam jeszcze czas, kiedy trzeba było stać w kolejkach za towarem, a wszystko (z dzisiejszej perspektywy) było szare, nudne i ponure.
I właśnie w tamtych czasach wydawało mi się, że posiadanie jakiejkolwiek waluty fizycznie (bo o kontach nie było mowy) powodowało, że poniekąd byliśmy cząstką tego lepszego świata. Czy to marki niemieckie, dolary, czy inne waluty dawały nam namacalną świadomość, że gdzieś tam, daleko jest lepszy świat, w którym ludzie są szczęśliwi, pozbawieni problemów, z jakimi spotykaliśmy się w naszej polskiej codzienności.
Czasy się zmieniały, wyjazdy zagraniczne stały się łatwiejsze i, pomimo faktu, że udało mi się zwiedzić już z pół Europy, nadal czuję tą magię, gdy trzymam w ręku zagraniczne pieniądze. Bo świadomość tego, że w innych krajach jest lepiej, nadal pozostaje we mnie.
Nie twierdzę, że w innych krajach żyje się dobrze, bo nigdzie nie jest idealnie. Faktem jest natomiast, że w innych krajach żyje się normalnie, czego doświadczyłem na własnej skórze mieszkając przez pewien czas na Półwyspie Iberyjskim. A właśnie tej normalności brakuje w tym naszym polskim piekiełku. Ci, co żyją na obczyźnie (a przecież wielu z Was odwiedza moją stronę z UK, Holandii, Belgii, Irlandii, Francji), doskonale wie, o czym mówię.
Wracając do walut, uważam, że większą przyjemność daje mi ich posiadanie fizycznie niż na koncie. Bo na koncie są to tylko liczby. Od razu nasuwa mi się jedno porównanie. Mamy wielu kredyciarzy frankowych, a pewnie duża część z nich nawet nie wie, jak te pieniądze wyglądają.
Czy Wy też macie taki sentyment do walut, czy już się tego wyzbyliście? A może nigdy nie czuliście takiej magii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz