To już jest nie do zniesienia. Kursy walut idą w górę, a media rozpaczają, że osoby, które wzięły kredyty w innych walutach niż w złotówkach, będą przechodziły trudny okres w życiu, bo ich rata się zwiększy.
To może i było ciekawe kilka lat temu, ale teraz zaczyna być to już żenujące, a nawet irytujące. Co mnie obchodzi, że ktoś wziął kredyt np. pół miliona złotych we frankach i teraz mu rata podskoczyła?
Po pierwsze, żeby wziąć kredyt we obcej walucie trzeba było mieć wyższą zdolność kredytową niż pozostali, więc na biednych nie trafiło. Po drugie, kredyt hipoteczny nie powinien być okazją do spekulacji, więc jak ktoś chciał na kredycie zarobić, to się obudził z ręką w nocniku.
Jeśli ktoś bierze kredyt w walucie, to musi być świadomy tego, że kursy będą się wahały, więc teraz nie ma powodów do rozpaczy, tylko trzeba przyjąć to do wiadomości, że jesteśmy na górce i tyle.
Ostatnio rozmawiałem z jedną dość mądrą osobą i uznaliśmy, że media tak marudzą o tym, bo się martwią tak naprawdę o tych bogatych, którzy pobrali wielomilionowe kredyty na zakup wielu domów. I to tak naprawdę mediom żal jest tych ludzi, a nie przeciętnych Kowalskich, którzy swoje kredyty spłacają. Zaciskają zęby i spłacają, bo nie mają innego wyjścia.
Pytanie jednak, co jest powodem tego, że tak się pisze o kredyciarzach w obcych walutach? Ja tego nie wiem. Nie wierzę, że dziennikarstwo aż tak bardzo spadło na psy, że nie ma innych tematów, tylko przy każdym, nawet delikatnym skoku kursu walut, od razu się pisze o tym, że kredyty podskoczyły i kredyciarzom będzie trudniej. Jak wspomniałem, na biednych nie trafiło.