Ogólnie rzecz ujmując, nasz rynek jest zalany publikacjami o inwestowaniu, finansach oraz jak być bogatym. W związku z tym zastanawiają mnie powody powstawania tak dużej ilości książek.
Może ktoś z czytelników tego bloga (lub używając poprawnej polszczyzny: blogu) zechce mi na to pytanie odpowiedzieć. Zachęcam jednak do zapoznania się z moim punktem widzenia.
Czy w Polsce są osoby, które mogą być dla nas mentorami? Myślę, że jest kilkanaście, kilkadziesiąt osób, które dorobiły się na giełdzie olbrzymiej forsy. No, ale w większości oni nie zajmują się pisaniem książek, a zarabianiem kasy.Po pierwsze, nie mają czasu na głupoty; po drugie, nie chcą zdradzać tajemnicy swojego sukcesu; po trzecie, napisanie książki jest im do niczego niepotrzebne.
Kto zatem pisze książki? Ano piszą je osoby, które liznęły giełdy, foreksu, itp. Nauczyły się podstaw analizy technicznej, fundamentalnej i chcą uszczęśliwiać innych. Dziwne to, że mamy tylu filantropów wśród nas. Nie interesuje ich jednak zarabianie na giełdzie, a sprzedaż informacji o zarabianiu na niej.
Wydaje mi się, że ci wszyscy pisarze (może nie wszyscy, ale większość) mogą sobie te swoje książeczki schować do szuflady i nie wciskać ich za grube pieniądze innym. Gdyby ktoś się dorobił fortuny na giełdzie i potem napisał książkę, to ja jestem chętny, by taką pozycję kupić i przeczytać. Ale co mi po książkach osób, którzy dopiero grają na giełdzie od stosunkowo krótkiego czasu i jeszcze nic tak naprawdę nie osiągnęły? Albo osiągnęły podczas hossy, a nie przeżyły jeszcze bessy? Jeśli dla takiego inwestora książka ma być jednym z głównych źródeł dochodu, to ja bardzo dziękuję za nią.
Dlaczego taki radykalny pogląd? W dobie internetu i niezliczonej ilości informacji, które nas otaczają, sami jesteśmy w stanie zdobyć interesujące nas informacje.
Niektórzy autorzy książek piszą, że ich pozycja jest wyjątkowa, pozbawiona szumu informacyjnego. A ja się pytam: skąd ja mam mieć pewność, że autor X jest ok, a autor Y nie jest ok? Skoro żaden z nich nic jeszcze nie osiągnął, to dla mnie obaj są mało wiarygodni.
Oczywiście, każdy powinien przeczytać jakąś książkę na start (a może i kilka), żeby dowiedzieć się, z czym to się je. To nie ulega wątpliwości. Jednak większość pozycji zwyczajnie powtarza się i nie wnosi nic nowego. Co mi bowiem po książce, która w co drugim zdaniu odnosi się do innych książek? A często, niestety, tak jest, że takie książki są jedynie przerobieniem już istniejących pozycji i podpisaniem ich własnym nazwiskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz