Steve Rhodes |
Nie o tym jednak chciałem napisać. Dzisiejszy wpis poświęcony będzie bowiem próbie wciskania byle jakich produktów przez pracowników banku, którego dzisiaj doświadczyłem.
Przyznam uczciwie, że trochę się rozczarowałem po tym telefonie, który dzisiaj odebrałem, bo albo pani, która do mnie zadzwoniła ma problemy z myśleniem, albo też pracownicy tego banku są zmuszeni do bezmyślnych działań. Sami zresztą oceńcie. I spróbujcie zachować powagę podczas czytania tej notki.
A było to tak. Dzwoniła do mnie pani z jednego z najbliższych oddziałów banku z propozycją, żebym zainwestował jakąś część swojej kasy w jakieś badziewne (przymiotnik pochodzi ode mnie) certyfikaty. Zgaduję, że pani przed wykonaniem telefonu do mnie zrobiła rentgena mojemu kontu i zauważyła, że coś tam jest, a więc nadarza się niepowtarzalna okazja, by położyć na tych pieniądzach ciężką, brudną bankową łapę.
No to zaczęła mi opowiadać, jakie to są cudowne certyfikaty na 2 lata, które ma mi do zaproponowania, i że w skali dwóch lat można zarobić 13 procent. Kwota mnie powaliła na kolana, więc jak wspomniałem o podatku belki i inflacji, to pani już zabrakło argumentu w tym wątku.
Po chwili miła pani zdecydowała jednak, że skoro jednak zdecydowałem się z nią rozmawiać, to nie da za wygraną i spróbuje mi wcisnąć jeszcze inny produkt. Tym razem chodziło o "spokojniutkie", jak to określiła, fundusze, na których mógłbym się wzbogacić aż o 4-5% w skali roku (minus podatek belki, minus inflacja i minus ichniejsze prowizje).
Nie ukrywam, że parsknąłem śmiechem, po czym przeprosiłem. Nie umiałem jednak inaczej zareagować na taką wspaniałą ofertę.
Tymczasem pani sięgnęła po ostatni argument i zapytała mnie w akcie desperacji. "To może chociaż jakąś pożyczkę pan weźmie?". Umarłem. Ze śmiechu.
Na zakończenie pani z banku powiedziała, że serdecznie zaprasza mnie do oddziału w banku, a na pewno znajdzie coś ciekawego dla mnie. Ja stwierdziłem, że w najbliższym czasie chętnie udam się do ich banku. W celu zamknięcia konta.
Nasuwa mi się jedna refleksja. Praca bankowca coraz bardziej przypomina robotę akwizytora. Nie zdziwię się, jak za kilka lat każą pracownikom banku chodzić po domach w celu sprzedaży ich produktów. Myślę, że to nastąpi wcześniej niż później.
To nie jest bankowiec, to jest akwizytor.
OdpowiedzUsuńMnie ostatnio molestowali z Open Finance, mimo ze wyraznie zaznaczylam, ze nie zycze sobie zadnych telefonow i przez 2 lata byl spokoj. Musieli bardzo napierac, bo jak tylko wlaczylam telefon na pare minut, zeby odebrac smsy z banku do przelewow, to juz mnie atakowali.
Najfajniejszy jest sposób rozmowy z ludźmi z banku. Dzisiaj pani oznajmiłem, że moja świadomość finansowa jest trochę większa niż przeciętnego Kowalskiego, bo finansami zacząłem się trochę bardziej interesować i już pani nie wiedziała jak ze mną rozmawiać. Bo na wszystko, co ona mi proponowała miałem odpowiedź.
OdpowiedzUsuńInaczej jest w przypadku osób, które się tym tematem nie interesują. Im tak naprawdę wszystko można wcisnąć. I to jest niepokojące, że są ludzie przy kasie, a dają się nabrać na różne śmieszne oferty...
Praca jak każda inna ;) Jak się nie ma ochoty na rozmowę, bo wiadomo że na takim produkcie zarabia akwizytor a nie my, to już na wstępie rozmowy nie zgadzamy się na jej nagrywanie. I mamy spokój... Swoją drogą - konto w Peako? A fuuuuuj ;)
OdpowiedzUsuńPozdr.
Ja zwykle nie wdaje sie w konwersacje z pracownikami banku. Jak juz zdarzy mi sie odebrac telefon i proponuja mi "financial review", to mowie, ze nie jestem zainteresowana i nie zycze sobie, zeby dzwonili do mnie. Zwykle mam spokoj na pare lat.
OdpowiedzUsuńCheed
OdpowiedzUsuńSzaleństwa z tym bankiem nie ma, co zrobić... Muszę jeszcze trochę przemęczyć się z nim, a potem pomyślę nad zmianą.
Wracając do nagrywania rozmowy, mi żadna z pań nie mówiła o tym, że chce nagrywać rozmowę. Poza tym, dla mnie to nie ma znaczenia. Chcą, to niech sobie nagrywają. Czy to przy nagrywaniu czy nie ja i tak zawsze powiem, co myślę o danej ofercie.