Foto: Kalexanderson |
Mój blog prowadzę od 2010 roku, więc przez ten czas zdążyłem sporo zobaczyć i wiele się nauczyć. Zauważyłem, że w tym czasie niemało blogów upadło, zostało opuszczonych, zapomnianych. Dlaczego tak się stało?
Warto zauważyć, że prowadzenie blogu, tak jak inwestowanie wymagają dyscypliny i dość silnego charakteru, żeby przetrwać trudne chwile (w przypadku blogów chodzi o brak weny, natomiast w inwestycjach o porażki).
Wielu blogerów potrafiło pięknie pisać o inwestowaniu. Tworzyli śliczne wykresy i jeszcze piękniejsze analizy. Zbierała się grupka stałych czytelników, po czym blog umierał. Dlaczego?
Powiedzmy sobie szczerze, powodem tych decyzji było to, że dane wykresy i obrazki nie przynosiły efektu. Dany bloger najczęściej tracił pieniądze, a co za tym idzie, motywację do pisania.
Trafiłem ostatnio na blog, w którym autor opisał swoje dwie wygrane pozycje, po czym zaprzestał pisania. Dlaczego? Pytanie retoryczne.
Prawdą jest, że każdy może pisać wyuczone mądrości o inwestowaniu dopóki nie wkłada własnych pieniędzy. Ryzykując własne środki często ponosimy porażki. I to jest właśnie najważniejsze: jak reagujemy po porażkach?
Czy ktoś, kto założył blog i będąc wygrywającym inwestorem zrezygnuje z prowadzenia blogu? Znudzi mu się pisanie o sukcesach? Nie sądzę. Może kilka blogów by się znalazło, ale większość pada, bo po prostu nam nie idzie i tracimy kasę. A będąc w skrajnie kiepskim na stroju nie chce nam się dalej pisać. No bo co tu pisać, skoro nasze wspaniałe mądrości, które serwowaliśmy czytelnikom zwyczajnie zawiodły?
Sam po sobie wiem, że miałem chwile zwątpienia co do prowadzenia blogu i inwestowania. Akurat swoją przygodę zacząłem (będąc zupełnie zielony) prawie na samej górce. Straciłem trochę kasy, nie używałem stop lossów i ogólnie nie wiedziałem co do czego. Ale chciałem poczuć ten smaczek ryzyka. Sparzyłem się, przeżyłem ostatnią bessę z 2011 roku, ale wyszedłem z tego silniejszy, mądrzejszy i bardziej pokorny wobec rynku. Bo to przecież nie rynek się pomylił, tylko ja popełniłem błędy.
I był to okres, kiedy sam chciałem rzucić to wszystko w cholerę. Ale jakoś wyszukiwałem tematów, żeby tylko nie zaprzestać pisania, bo gdybym to zrobił, byłaby to moja osobista porażka. Przegrałbym sam z sobą, a tego bym nie chciał.
Uważam, że dobrze się stało, że zacząłem moją finansową edukację od takiego srogiego nauczyciela jakim jest bessa.
Wracając do blogów, dzisiaj trafiłem na ten. Autor zupełnie zrezygnował z aktywnego inwestowania, skupiając się na kontach oszczędnościowych i wrzucaniu pieniędzy na IKE uświadamiając sobie fakt, że ciągłe gapienie się w wykresy nie przynosi takich stóp zwrotu, jakie by chciał (o ile były one dodatnie, bo nie miałem okazji wczytać się we wcześniejsze wpisy). Szkoda, że autor zrezygnował z pisania, bo z tego co widziałem, blog był bardzo popularny.
Dzisiaj z lekkim przymrużeniem oka patrzę na entuzjastycznie rozpoczynających blogowanie studentów, którzy nie mając jeszcze żadnych praktycznych osiągnięć próbują nauczać innych. Bo nauczyli się różnych wskaźników, strategii, itp. Okej, chwała im za to, ale tak naprawdę najważniejsze są wyniki, bo tylko one są w stanie udowodnić trafność prezentowanych analiz.
Sam jestem kiepskim technikiem. Analiza fundamentalna też nie jest mocną stroną. Można powiedzieć, że jestem "leszczem". Nie zmienia to faktu, że mam jednak coś, co może mi dać jakąś przewagę nad rynkiem. Jest to dyscyplina i pokora wobec rynku, której wielu osobom brakuje, a także odporność na porażki (nie ukrywam, że po części te cechy u mnie wzmocniły się dzięki prowadzeniu własnej działalności i grze w szachy, a wcześniej w pokera).
Jak to będzie w przyszłości, to się okaże, dlatego od tego roku zacząłem prezentować swoje zagrania. Fakt faktem, że prawdziwej spekulacji można się nauczyć po około 3-5 latach, więc mam jeszcze czas.
Co mogę zatem poradzić innym? Nie poddawać się i nie załamywać. A co będzie później, to się okaże.
Jestem akurat w trakcie lektury "Sztuki spekulacji" Zenona Komara. Przyznam, że tego typu książki są fantastycznym materiałem na to, by pokonać chwile zwątpienia, które mogą nam towarzyszyć.
Blogowanie z czasem staje się nudne, nawet pisanie o sukcesach może być nudne :) Ile czasu można pisać o tym samym :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, nigdy ciągle nie wygrywałem :).
UsuńW blogowaniu są dni/tygodnie kiedy mamy kryzys. I tak jest z każdym blogiem. Ważne jednak, żeby zachować ciągłość. Z szacunku do czytelnika. Oczywiście to jest często trudne, ale poddawać się nie można :).
A tak, przy okazji :) które to blogi umarły? Może zrobię deal :) heheh, daj info na ilikeaircom@gmail.com
UsuńZobacz np. na http://generatorfinansowy.blogspot.com/ w sekcji inwestycje lub finanse osobiste. Jest wiele blogów nieaktualizowanych przez wiele miesięcy. Niektóre zostały już usunięte (jak PrivFunds).
OdpowiedzUsuńNajbardziej żal mi Giełdy Świata. W przypadku tego blogu myślę jednak, że facet poszedł na emeryturę, a nie zbankrutował lub stracił za dużo.
Już te blogi przerobiłem pod tym kątem, tu jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie że autorzy umarli razem z blogami :) bo żadnego dealu nie zrobiłem :)
UsuńMi się wydaje (nie lubię tego MNIE i tak nigdy nie piszę) że blogowanie samo w sobie musi stać się uzależnieniem i w większości przypadków tak jest, tylko z czasem z producentów stajemy się użytkownikami. Znam takich którzy tylko czytają, sami już dawno nie piszą, prawie nigdy nie komentują a są na bieżąco ze wszystkimi wpisami na ulubionych blogach.
OdpowiedzUsuńSam wiele blogów czytam, ale nie komentuję. Po prostu często przy blogu tworzy się grupa wzajemnej adoracji lub ludziska obrzucają się, więc uznaję, że tam miejsca dla mnie nie ma. Inny problem to taki, że autor blogu się za dużo wymądrza, co też nie zachęca do pozostawienia komentarza.
Usuń