Przyglądając się wykresowi złota, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jesteśmy chyba w momencie jakiejś zadyszki. Od ponad roku nie możemy pokonać poziomu 1800 USD za uncję, mimo iż już trzykrotnie dochodziliśmy do tego poziomu. Będzie czwarte podejście?
Rzućmy okiem na wykres. I co z niego można wyczytać? Ano to, że jesteśmy w dość szerokiej konsolidacji pomiędzy poziomami 1500 a 1800 USD.
Jeśli mają nastąpić jakiekolwiek wzrosty (a w te wierzą "złotoentuzjaści" oraz sprzedawcy złotych monet i sztabek), wcześniej pewnie jeszcze trochę spadniemy.
Czy są realne szanse na wzrosty? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, warto przeanalizować jedną sprawę. Mówi się, że na złocie powstała gigantyczna bańka spekulacyjna. A bańki mają to do siebie, że pękają i kurs nurkuje z niesamowitą prędkością. Tymczasem na złocie tak naprawdę tego nie widać. Osunęliśmy się w korekcie, ale jakichś większych tendencji do drastycznych spadków nie widać. Czy jest to tylko cisza przed burzą i po ponad rocznej konsolidacji w końcu nastąpi wzrost? Nikt na to pytanie jednoznacznie nie odpowie. Możemy jedynie spekulować, czy skoro bańka nie pękła, to będziemy szli do góry? A może jeszcze pomęczymy się kolejne miesiące w trendzie bocznym?
Sam nie posiadam ani złotych sztabek, ani też moment. Być może to jest mój błąd, ale ja nie jestem jakimś tam mega inwestorem długoterminowym i wolę płynniejsze aktywa. A jeśli miałbym kupić złoto, to czysto spekulacyjnie. W tym jednak wypadku poczekam do pokonania poziomu 2000 USD za uncję, o ile takowy nastąpi. To byłoby dla mnie sygnałem, że hossa na tym metalu trwa w najlepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz