Foto: SalFalko |
Dwa dni. Tyle zajęło mi przeczytanie książki Tada Witkowicza "Od nędzy do pieniędzy". Wczoraj zakończyłem lekturę i poczułem pewnego rodzaju pustkę. Rzadko mi takie uczucie towarzyszy po przeczytaniu jakiejkolwiek książki, ale po tej tak było. Dlaczego?
Po prostu książka zbyt szybko się skończyła, a ja nie byłem przygotowany na jej koniec. Może popełniłem błąd, że zamiast delektować się każdym zdaniem w niej zawartym, zwyczajnie ją pochłonąłem.
Nie będę specjalnie pisał, o czym ta książka jest. Ogólnie jest facet, który był bardzo biedny, wyjechał do Kanady, a potem do USA, tam założył dwie firmy, które zadebiutowały na giełdzie, potem trzecią i zarobił miliony. Grube miliony.
Lubię takie historyjki, bo one są szalenie inspirujące i powodują, że człowiek ma siłę do działania i wiarę w sukces. A jeśli czyta się książkę o Polaku, to jest jeszcze cieplej na sercu.
Zdaję sobie sprawę, że ja ze swoją działalnością "grubych milionów" nie zarobię, ale książka dała mi szersze spojrzenie na biznes. To jest bardzo ciekawe doświadczenie, bo jest to napisane przez praktyka, przez osobę, która na biznesie zjadła zęby, a nie przez jakichś psychologów, czy trenerów biznesu, których to biznesem jest... trenowanie biznesmenów.
W książce jest wiele ciekawych wątków, jak choćby ten, że jeśli naprawdę ciężko pracujemy, to mamy szansę na osiągnięcie sukcesu. Niby banał, który wszyscy rozumieją, ale nie do końca chcą zaakceptować. No bo co to znaczy pracować ciężko?
Tak jak pisałem wielokrotnie, prowadzenie biznesu to nie praca od 9.00 do 17.00. To jest sposób na życie, pełne wyrzeczeń, odpowiedzialnych decyzji, ryzyka i niezliczonej ilości problemów.
I to wszystko w tej książce widzimy. Śledzimy sukcesy Witkowicza, jego porażki, widzimy z jakimi ludźmi współpracuje, jak ludzie go wykorzystują, itp.
Czytając książkę niemal cały czas porównywałem wszystko do swojej mikro firemki. Widziałem jakie błędy popełniał Witkowicz, widziałem, jakie ja popełniam.
Plusem autora książki jest to, że on żyje w USA. Tam rynek jest ogromny, natomiast nasz jest beznadziejny. Mimo iż duży, to beznadziejny. Społeczeństwo biedne, dużych firm brak, konkurencja oferuje swoje usługi za grosze (ostatnio pisałem o tym, jak ludzie potrafią pisać precle za kilkadziesiąt groszy za sztukę dając się maksymalnie wykorzystywać), przez co wejście ze swoim produktem lub usługami jest zwyczajnie nieopłacalne. Tak jest w sumie w wielu branżach.
Śmiem twierdzić, że Tad Witkowicz takiego sukcesu w Polsce by nigdy nie osiągnął. Zresztą nie chodzi mi o to, by osiągnąć sukces taki jak Amerykanin polskiego pochodzenia. Chodzi mi o jego podejście do biznesu, do pracowników, do klientów. Jest ono zdecydowanie godne podziwu i znacząco różni się od tego, czego doświadczamy pracując w korporacjach, gdzie człowiek jest tylko nic nieznaczącym elementem tej układanki, gdzie nie promuje się i nie szanuje utalentowanych jednostek, a sukces osiągają tylko "dupowłazy".
O pracy w korporacji przyjdzie mi pewnie jeszcze napisać. Zresztą każdy, kto miał przyjemność pracować tam, wie o czym piszę. Ci, którzy nie wiedzą, proszeni są o cierpliwość. Za jakiś czas pojawi się jakiś materiał na ten temat, tylko muszę zastanowić się, jak to ugryźć.
Wróćmy jeszcze do Witkowicza. Dla mnie facet jest geniuszem. Założył trzy firmy, które okazały się sukcesem. Co prawda, gdy zaczynało się dziać gorzej, potrafił je sprzedać w niezłym momencie. Mistrzostwo świata.
Jest jeszcze jedna rzecz, która utkwiła mi w pamięci. Kiedy założył spółkę Artel, będąc jej szefem i głównym mózgiem, został jakiś czas później wyrzucony przez radę nadzorczą z funkcji CEO. Nie dlatego, że był słaby, tylko dlatego, że tego domagali się akcjonariusze! Niesamowita historia.
Ogólnie z każdej z 300 stron książki dowiadujemy się czego ciekawego. Książka wciąga niebywale. I nawet pomimo faktu, że na niektórych stronach poruszana jest dość szczegółowo tematyka światłowodów, która to jest mi całkowicie obca, nie zdecydowałem się na przekartkowanie tych stron, a czytałem wiersz po wierszu. Wszystko.
W moim odczuciu książka nie jest kierowana do inwestorów, którzy chcą swoimi pieniędzmi grać na giełdach. Najwięcej z niej wynieść mogą osoby, które prowadzą własną działalność gospodarczą. Zwłaszcza, jeśli są na etapie jakiegoś kryzysu związanego z brakiem wizji rozwoju lub są zwyczajnie przemęczeni. Po tej książce nie będą. Na pewno nagle poczują chęć, by coś stworzyć, pracować ciężej i efektywniej. Ja w każdym razie tak mam i już od dzisiaj zabrałem się za robotę. Trzeba budować, realizować, jak to mawiał klasyk. Coś, czego jeszcze nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz